Najnowsze wpisy, strona 11


sie 19 2006 "I said, are you gonna be my girl?! tu tu...
Komentarze: 12

Postaram się szybko, bo kurna o 3:30 rano muszę wstać [czyli trza się wcześniej położyć], przed tym muszę się jeszcze spakować [wszystko, wszyściusieńko, co może mi się przydać w ciągu najbliższych dwóch miesięcy na studiach (znaczy się tym kursie przygotowawczym) i poza nimi!! (w tym gary itp.!))], a jeszcze przecie jestem umówiona na dzisiaj z Nat!!!

AAAAAAA!!!!! NIE WYROBIĘ!!!!!!!

Ale zapisać muszę – póki pamiętam :)

 

Tak więc dzion pierwszy był TRAGICZNY! Dosłownie ARMAGEDON!! Po przejechaniu całej mapy polski w pionie (nocą), obładowane bagażami i wykończone o 5 rano zaczęłyśmy to nieszczęsne szukanie. Okazało się, że żadna babcia nie chciała nas przygarnąć, ludzie się bali / nie mieli miejsca / możliwości. Łaziłyśmy z tymi zarąbiecie ciężkimi plecakami do którejś-tam po południu, nikt nas nie chciał, byłyśmy bez mieszkania i bez pracy, a mi chciało się srać.

Sopot okrążyłyśmy X razy. W końcu stwierdziłyśmy, że bez sensu jest szukanie mieszkania, jeśli nawet nie wiadomo czy znajdziemy prace. Więc zaczęłyśmy poszukiwania pracy. Tachałyśmy się z tymi plecakami kolejne kilka godzin [po dłuższym czasie okazało się, że prawie cały Sopot nas już kojarzy ;)]. Skumplowałyśmy się z pewnymi złomiarzami [w krytycznej sytuacji chciałyśmy nawet spać w ich zakutej blachami dziurze do przechowywania złomu (błagamy ich o udzielenie kawałka dachu, a Ci się śmieją! Myśleli kurna, że żartujemy, no! :> (a było to zaraz po tym jak powiedzieli nam o pracy na helu… znalazłyśmy ogłoszenie, sklep na którym było przyczepione niby nic nie wiedział (oferta oczywiście super! Taka super, że aż dałam znać mamie, żeby tam zadzwoniła). No i tak to… najważniejszym atutem pracy była MŁODOŚĆ i WITALNOŚĆ kurna, ale jak zaczęły się pytania (zwykłe pytania, typu „co tam konkretnie trzeba robić?” a później „takie warunki za sprzedawanie odzieży?!”) koleś się wkurzył i zamiast normalnie coś powiedzieć rzucił słuchawką :> (a kase taką obiecywali, że ŁOOO!))] i tak oto pokierowali by nas do jakiegoś burdelu ;)

Zrezygnowane kupiłyśmy gazetę z ofertami pracy, poczłapałyśmy na plażę i … zaznaczanie, zaznaczanie :>

 

TRAGEDIAAAAAAAAAAAAA...

 

Okazało się, że prawie wszystkie oferty są z Gdańska i Gdyni. Ruszyłyśmy na Gdańsk, ale szybko z niego wróciłyśmy ;) Było gorąco jak cholera! My bez jedzenia i bez niczego [a mi dalej chciało się srać ;)]. Od paru godzin czułam się tak strasznie źle… myślałam, że to zwykłe zmęczenie [takie DUUUUUŻE zmęczenie], ale nie! :> Jak nagle RZYGNĘŁAM (już w drodze na pole namiotowe). Pierwszy raz widziałam takie rzygi. Tego dnia zjadłam tylko jabłko. I zobaczyłam je z powrotem. Zapewne calusieńkie. I bez odrobiny wody. To było takie suche i wylatywało tak dużymi, zbitymi kawałkami, że masakra! MYŚLAŁAM, ŻE RODZĘ DROGĄ POKARMOWĄ!! Ludzie siedzący naprzeciwko chodnika na ławkach szybko się zmyli. Myślałam, że w pewnym momencie się uduszę [jak już leciały mniejsze kawałki i nie mogłam ich wypchać (tak jak tej poprzedniej kupy jabłka) masą powietrza]. Łeb mnie bolał przeogromnie i w ogóle… Uhhh – jak sobie przypomne! :)

Rozłożyłyśmy namiot (za który płaciłyśmy jak za trzecią osobę – dobre, co? :D) i runęłam do środka modląc się, żeby po przebudzeniu wszystko przeszło.

I przeszło :) Po 2-óch godzinach roznosiłyśmy po Sopocie nasze CV :) wcześniej się zdołowałyśmy, nigdzie nie było żadnych ogłoszeń – NIGDZIE! Ale okazało się, że jak już gdzieś zaszłyśmy, praca mogłaby się znaleźć :)

 

Kurde! Miałam się streszczać, a dalej na pierwszym dniu jestem! Łokej, to teraz MEGA-SPIRINCIOR :>

Po 2-óch dniach Krych miał pracę w całorocznej restauracji, a po 3-ech ja w smażalni ryb z widokiem na morze :D [miałam trochę większe problemy – prawie nikt mnie nie chciał, przez to, że od razu mówiłam, że jest możliwość (choć znikoma), że mogę dostać się na międzynarodowe i po miesiącu będę musiała wracać na kurs! (a że podejrzewałam, że szanse są ZNIKOME, mówiłam że jestem na 90% na cały sezon) a po pewnym czasie stwierdziłam, że na pewno się nie dostanę i rozważałam możliwość nieuprzedzania ludzi :> (a tu kurna JEDNAK :) ) A nikt nie chciał brać nowej na pół sezonu. Nikt nie chciał martwić się po tej połowie o znalezienie kogoś. Każdy wolał brać pewniaka]


Pięć metrów od restauracji Krycha :)

 

W każdym bądź razie pole namiotowe wykupiłyśmy na 11 dni. Pracowałam w drewniano-słomkowej smażalni, gdzie słonko świeciło (chociaż do nas zbytnio nie docierało) i wietrzyk wiał przeogromnie [prosto znad wydm ;)]. Kiedy wszyscy topili się z gorąca (tak, to jeszcze ten upalny, słoneczny lipiec), ja musiałam pożyczyć ciepłe firmowe bawełniane wdzianko ;) Ale przyjemnie było jedynie pod tym względem. Znaczy się fajne było też to, że obsługiwałam Niemców i Anglików :D mogłam sobie pogadać po angielsku troszku :) no i praca nie była aż tak ciężka, chociaż jak wiadomo – każda praca męczy. Stanie za ladą, przyjmowanie zamówień i kasowanie też potrafi zmęczyć ;) Szczególnie kiedy przychodzili dziwaczni i niezdecydowani klienci. Do tego całą rodziną. I cały czas zmieniali coś w swoich zamówieniach, a jak już ktoś postanowił że chce jednak bez surówki, to zapominał która ryba była jego i nie miałam pojęcia jak to przekazać kucharzowi! Kurna.

 

 

Ekhm… tia, górna część była napisana przed wyjazdem na kurs :) Jednak nie zdążyłam ;)

Wróciłam sobie na weekend, a w niedzielę znowu :>

 

Padam ze zmęczenia, dlatego teraz naprawdę mega-szybka relacja, o!

 

W pierwszej pracy fajne było tylko położenie, dopływ wiatru, klimat itp. itd. No i kucharz podejrzewam, że był fajny, chociaż w ciągu kilku dni nie potrafię ocenić takich rzeczy ;) Najgorzej było z matką właścicielki. Dżizyz! Kobieta była nienormalna! Naprawdę nienormalna! Jak opowiadałam mamie przez telefon jak tam jest i jak się czuję idąc do pracy [a czułam się jakbym szła na jakiś wielki, mega-ważny test!] namawiała mnie, żebym wróciła do domu i nie psuła sobie nerwów czymś takim.

[Ps. Mówiłam już, że kiedy jestem zestresowana robię różne dziwne rzeczy? :> Jestem zakręcona i w ogóle?]

W każdym bądź razie trzeciego dnia powiedzieli, że jest mało ludzi, więc środę mam wolną :> [środa = dzień moich urodzin :>]. Szybko przestałam zastanawiać się, czy to specjalnie (kobita zobaczyła na CV moją datę urodzin i postanowiła dać mi wolne), czy to tylko jeden wielki zbieg okoliczności i poleciałam powiedzieć o wolnym Krychowi :D [który też miał wolne od poniedziałku do środy ;)]. Wieczorem ładowałyśmy na świetlicy komóry. W tym czasie leciał kolejny mundialowy mecz, czeko Krych dosłownie nie znosi ;) Z nudów zajęła się pozdrawianiem wszystkich z Sopotu. Odpisał jedynie K. Okazało się, że jego brat tego dnia pojechał do Sopotu, właśnie gdzieś się pałęta i szuka miejsca do spania. Krychowi przypomniał się nasz pierwszy dzień [o fuj! Fuj!], zrobiło jej się szkoda chopaków i powiedziała, że możemy im pomóc [wkręcić ich na pole namiotowe, czy coś]. Część kolejnego SMSa brzmiała dokładnie „zaopiekujcie się moim upośledzonym bratem” :D Byłyśmy pewne, ze brat jest młodszy! 23:00, stoimy przed molo, patrzymy, a tu podchodzi dwóch 20-paro letnich chłopów, z małymi plecaczkami i browcami w dłoniach…

[przypałowe, pożegnalne zdj. z dnia następnego;)]

 

Okazało się, że Moss pojechał sobie odwiedzić Hom, wyciągnęli czystą, narąbali się, że HO! W tym stanie wymyślili, że jadą do Sopotu na piwo! :> [głupole!]. Moss jakoś nie przewidział jak skończą się jego odwiedziny, ale nie widzieli w tym żadnego problemu, Hom dał mu swoją bluzę, skarpetki itp., wziął też coś dla siebie i polecieli na pociąg! [no PSYCHOLE! :>] z plecakiem piw :> Śmieeeszni byli :D Przywitane zostałyśmy kupioną specjalnie dla nas czekoladą :D [jakimś dziwnym trafem była to ulubiona czekolada Mossa :>]. Po chwili znaleźliśmy się na plaży. Utworzyliśmy krąg, wbiliśmy piwka w piasek i tak sobie gaworzyliśmy :D Aż nagle zaczęły mi się zwalać na kom SMSy z życzeniami urodzinowymi! 00:01 ;) Lekko wstawiony już Krych tak się na mnie rzucił, że zostałyśmy dosłownie wytarzane w piasku :D A później już w ogóle były fazy :DDD No maaatko! :D Najlepsze było jak Krych [mały, chudy metr-pięćdziesiąt-osiem] pożyczył swój rozpinany polar Hom’owi bueheh [który miał na bank dobre ponad 1,80m!]. Polar kończył mu się razem z końcem klatki piersiowej :DDD W stanie zwykłym padłabym ze śmiechu, a wtedy na fazie… osz-kurna-mać-co-to-było! :DDDD

Chcieliśmy spać na plaży, ale Hom stwierdził, że tam zamarznie, więc trza było znaleźć coś innego. A że pole namiotowe od 23:00 jest strzeżone i wejść można było tylko z odpowiednimi papierami, trza było coś wykombinować… Ostatecznie wylądowaliśmy na wieeelkim, drewnianym statku [dokładnie przy maszcie]. A był to gigantyczny plac zabaw dla dzieci :DDD Skoczyłyśmy oczywiście wcześniej po śpiwory i „pożyczyłyśmy” od namiotowych sąsiadów parę bluz dla naszych przybyszów ;) Śmieeeeesznie było! :D Naprawdę :D Położyliśmy się o 3, a wstaliśmy godzinę później ;) Oczywiście zamarzałam :) Wszyscy zamarzali i byli oboleli. Ale… PRZYGODA, PRZYGODA… tu ru ruru :DDD Krych nagle zaczął krzyczeć, że wschód słońca! Pobiegłyśmy na plażę :D [właśnie sobie przypominam, mruczę i wymiękam ;))))]. Pojawił się Moss. Oczywiście nie wytrzymałybyśmy gdybyśmy nic nie zrobiły :> Zrzuciłyśmy ubrania i wbiegłyśmy do wody :D [przypominam, że to nadal dzień moich urodzin ;)]. Moss zdążył wykrzyczeć tylko, że jesteśmy nienormalne i że nie może na to patrzeć :D [zamarzał ;)] Płynęłyśmy sobie po linii odbijającego się od morza wschodzącego słońca :))))))) [tak, tutaj znów moje mruczenie ;)))]. Powiem szczerze, że po wyjściu z wody zrobiło mi się duuuuuuuuużo cieplej :D [tam, na lądzie]. Resztę dnia przeleżeliśmy na plaży ;) [ja głównie PRZESPAŁAM :D (Ci cały czas na wakacjach, Krych po dwóch dniach wolnego, a ja tam kurna przecie prosto po pracy byłam! Padaka! ;)]

 

 

 

Leżymy sobie obok zamkniętej jeszcze budki z parawanami i leżakami (wypożyczenie 7 zł), a tu nagle jakaś ręka wbija między nami parasol! Wszyscy przerażenie w oczach [mówiące "JESTEŚMY SPŁUKANI!!!"]. Koleś aż zaczął się smiać! :D Okazało się, że pracuje na leżakach [leży cały dzień na plaży i wypożycza leżaki]. Umiera z nudów, więc postanowił sie do nas przyłączyć ;)

Od tej pory...

 

Parasole, leżaczki... :D

[tutaj Krych dostał czas na rozłożenie leżaka... Wypożyczający Leżaki (ten z wodą, pod parasolem) odliczał (podobno jeden ze sposobów na sprawdzenie IQ ;) - nie wyszło ciekawie :> ale ubaw mieliśmy niezły :D]

 

Siedzimy sobie. Patrzymy, a środkiem plazy, w naszą stronę podjeżdża jakiś mały, plażowy dżipek, czy coś w tym stylu.

Wypożyczający Leżaki: no tak! WJEDŹ MI W KROCZE!!

Patrzymy, a to sie zatrzymuje centralnie przed nim(!) [tu już wszyscy polew] i mówi, że "przesyłka dla pana"! :D

 

Wypożyczający Leżaki i przesyłka ;D

 

Okazało się, że jest na medycynie [kończy już praktycznie]. Sprawdzał każdą rankę, każde znamię i każde odstępstwo na naszym ciele! :D

[taka drobna mania przyszłego zawodu chyba :D]

No i dowiedziałam się wieeelu ciekawych rzeczy na temat... ŚLEDZIONY! :DDDD

 

Następny dzień do pracy, a piątek znów wolny! [to już było dziwne :>]. Miałam przyjść w sobote, przychodzę, a tam matka szefowej krzyczy, żebym się nie przebierała i czekała na szefową… No ładnie. Piszę do Krycha głupiego SMSa, ze chyba zaraz mnie wywalą, pogadałam z kucharzem, przychodzi właścicielka, siada przede mną i… WYWALA MNIE! Utrzymałam powagę i spokój (ledwo, ale utrzymałam), babka pewnie myślała, że jestem jakaś podłamana, zdenerwowana, czy coś, a ja poczułam kurna taką ULGĘ! :D Nie rezygnowałam i starałam się wytrzymać z tamtą kobietą tylko dla kasy, ale jak usłyszałam, że sami mnie zwalniają… no-żesz! :D Wyszłam z wielkim rogalem na twarzy :D Wiem, przeciętny człowiek by się raczej załamał ;) Ale ja naprawdę wolałabym mieć dużo gorszą pracę, w gorszych warunkach i męczyć się niewiadomojak fizycznie, niż psychicznie. Wystarczy mi drobny stresik przedmaturalny ;)

Doszłam do Krycha [akurat słyszałam jak mówi mamie przez tel,że mnie wywalili], myślała, że będę jakaś podłamana, a usłyszała jedynie gromki wybuch śmiechu :D

Ale ten stan długo się nie utrzymał ;) Po godzinie rozpaczałam, dołowałam się, dobijałam i zastanawiałam CO JA KURDE TERAZ ZROBIĘ?! :\ Jestem w Sopocie. Póki co zarobiłam tylko tyle ile strąciłam na pole namiotowe. Miejsce do spania mam jeszcze na 4 dni. Pracy brak… Rodzinka dzwoni i mówi, żebym się nie martwiła, po kilku dniach zarobiłam 150 zł, mam się zrelaksować, posiedzieć pare dni na plaży, wydać kasę, rozluźnić się i wrócić do domu. Ale kurna NIE! Pojechałam, postanowiłam, że wrócę z pieniędzmi i miałam zamiar tak zrobić :> Zamiast się użalać podniosłam dupsko i poszłam w kierunku jak najdalszym starej pracy ;) [w ciągu tamtych dwóch wolnych dni sprawdzali dziewczynę która zgłosiła się do pracy na cały sezon (a ja myślałam, że ten wolny dzień to taki „prezent urodzinowy” od szefowej buehehe) Ale to nie był jedyny powód :) Głowę daję, że mieli mnie tam za kompletnego kretyna, ale… o tym może innym razem ;)] Tak czy siak – unikałam obszaru pierwszej pracy jak tylko się da :> A jeszcze tego samego dnia ZNALAZŁAM DRUGĄ! :D

 

Też smażalnia, tyle że tym razem moim miejscem była sama KUCHNIA! :> Powiem jedno: JEDENASTO-GODZINNA MORDĘGA! W 50-paro stopniowym pomieszczonku! Przy samych frytkownicach i bez jakichkolwiek okien, czy wentylacji…

Jeśli chodzi o warunki fizyczne – było nieporównywalnie gorzej, ciężej i w ogóle skrajnie NAJ niepozytywnie, niż w pracy pierwszej. Ale naprawdę wolałam się tam pocić, wolałam być styrana i zmachana, niż być pod nadzorem matki szefowej… No i więcej zarabiałam :D Po pierwszym tygodniu dostałam 360 zł + 20 zł premii! :DDD

Dobrze, że to znalazłam, inaczej dobijałabym się swoim debilizmem do końca życia (po wywaleniu z pierwszego miejsca pracy)

Ale naprawdę – ZE SKRAJNOŚCI W SKRAJNOŚĆ. Tam mieli mnie za kompletnego debila, niedorozwoja itp. Tutaj za mega-szybko-łapiącą i mega-szybko-uczącą-się, zdolną kobitę (szefowa). Nie wierzyli, że to moja pierwsza praca tego typu. I (kurna) wywalili pewną dziewczynę (pracującą tam już wcześniej) na moje miejsce…

Został Dar i Gocha.

 

Dobra, ża dużo pisania ;) Nie wyrabiam :D Żeby to chociaż na świeżo było kurna! :>

Czas na ..... :>

 

 

Krych bujający się ze mną na konikach :D (przyszykowałam aparat i runęłam konikiem z całej pary na podłoże - nie myślałam, że biedna kobiecina podskoczy aż tak, że wyląduje kroczem na... trzymadełku :DDD)


[to właśnie część ogromnego, drewnianego placu zabaw]

 

Wieczorki na plaży...

 

Wracając po 23:00 z pracy :)))))

Uwielbiam to miasto! KOCHAM! Nocą dosłownie ŻYJE :)))) i jest prześliczne :)

 

Plaże też uwielbiam!! :D

 

Znalazłam węgorza!!

 

W kafejce :DDD [sprawdzanie przyjęć na studia]

 

Tęsknię kurnaaaaaaa :)))))))))

 

Znalezione później mieszkanko i nasza współlokatorka:)

 

Ekhm... :>

 

khm... :D

 

 

I darmowy dostęp do internetu (na molo) organizowany przez WP ;)
[z widokiem na morze, którego tutaj niestety nie widać ;)]

z As :DDD

i MY :))))

[kurde, jak ja cholernie tęsknie!!!!!! :]

 

Ostatni dzień pracy. Rano, przed wejściem, czekając na szefostwo.

 

Z zewnątrz :)

[tak właśnie - zaczyna się sesja pamiątkowa dnia ostatniego ;)]

 

Dar

 

Gocha [mamy kontakt mesowy ;)]

 

Nat [też super kobiecina!]

 

Szefowa :)

 

i dziecię szefowej ;)

[z lewej]

 

ekhm... :D szefowa i dziecię - jak widać :D

 

Szefa niestety nie było. Ale kurna... był tak śmiesznym człowiekiem, że szok! :D Na jego widok po prostu nie potrafiłam się nie śmiać :D Miał wieeeelki brzuszek (który zawsze wyciągał na wierzch i masował głupio się ciesząc, albo klepał itp. i powtarzał jaką to ma zajebistą figurę :D i ciągle coś wpierdzielał ;D). Zawsze po godzinie 18:00 biegł wykąpać się w morzu, wracał pod budkę, wyciągał plastikowy widelczyk z zestawu sztućców dla klientów, siadał w kąpielówkach na ławce przed drzwiami dla pracowników i zaczynał się CZESAĆ tym widelcem! :DDD Padałam tam! Dosłownie padałam! :D

Szef: Edzia, z czego się śmiejesz?! :>

Ja: buehehehe

Szef: z mojego grzebienia?

Ja: nie, ogólnie – Z PANA! :DDD

Zawsze jak żartował starał się wyglądać na mówiącego poważnie, choć nie zawsze mu wychodziło ;)

W ogóle… nasze dialogi:

1) Szef: głodny jestem…

Ja: trudno :>

Szef: Edzia, co byś mi poradziła..?

Ja: TAK TRZYMAĆ :DDD

 

2) Tutaj mnie źle zrozumiał i znów wyszło, że się nabijam z jego brzuszka! :D

szef: gdzie mogę te placki wrzucić? [nie wiedział do której frytownicy, zobaczyłam, że trzyma tylko dwa i pytam…]

ja: a to mają być dla pana, tak?

szef: tak

ja: jak dla pana, to ok., bo tak normalnie porcja składa się z trzech…

szef: hahaha EDZIA!!!

[a mi kurna nie o to chodziło! :D tylko o to, że klientowi nie można zrobić tylko dwóch! :D]

 

3) Wieczór, tłum się rozrzedził… Szef woła mnie do okienka

Szef: Edzia, chodź no tu

Ja: no?

Szef: to jest pan z komisji do spraw… (jakichś-tam)… podobno z domu uciekłaś

[szczerze mówiąc już tego nie pamiętam, ale każdy utrzymał kamienną, poważną twarz :D]

Szef: numer telefonu do rodziców

Ja: ale my nie mamy telefonu. Żadnego.

 

Ale najlepsze było jak próbowałam rozdzielić dwa plastikowe talerzyki do surówek. Spieszyłam się strasznie, bo z surówkami byłam w plecy, zaraz miały być wyciągnięte ryby i nie mieliby na co położyć! No to spieszę się, próbuję rozdzielić to paznokciem [w ciągu dwóch tygodni przez moje ręce przewinęło się tyle tych talerzyków, że już przy dotknięciu wiedziałam gdzie są dwa, a gdzie nie :>]. Dalej próbuję rozdzielić talerzyki, wpada szef, patrzy na mnie, patrzy i mówi „EDZIA JEST JAK CZAK NORIS! Z JEDNEGO TALERZYKA POTRAFI ZROBIĆ DWA” :DDDDD

[wtedy byłam strasznie zła przez pewne wydarzenia, ale po powrocie do pokoju (do tego czasu zdążyłyśmy znaleźć mieszkanie (opłaciłam je za pieniądze zarobione w pracy nr 1;) ) leżałam sobie na wyrku, przypomniał mi się ten tekst i tak się zaczęłam śmiać…!!! :D że szok :D sama :D]

 

Dobry też był Dar. Siedzimy przed budką, z nami Nat i jej chłopak

Nat: Dar, jak wygląda kergulena?

[ten nic (miał fochy jak prawdziwa, stereotypowa, zakochana baba! Jak nie jeszcze gorsze ;) To był dzień focha :)]

Nat: no Daaar… jak wygląda kergulena?

[nic]

Po pewnym czasie

Nat: Dar, jak wygląda ta kergulena?!

Dar: Z TWARZY DO NIKOGO NIE PODOBNA >:-/

[PADŁAM :D]

 

Fryty oczywiście były kupowane, w torbie, gotowe, pokrojone, zamrożone. Wystarczy podgrzać i gotowe.

Wieczór. Szefostwa nie ma. Przychodzi klient.

Dar poleciał do okienka

ktoś: są frytki?

Dar: tak oczywiście ....... [krzyk] EDZIA!!!!! OBIERAJ ZIEMNIAKIIIII!!!!!!!

ja: cooooooo? znooooowu ziemniaki?!

wystraszony ktoś: TO TO TRZEBA OBIERAĆ?! to ile się czeka?!

Dar: no tak z 30 minut...

...

Dopiero po pewnym czasie mówił zszokowanemu i zrezygnowanemu klientowi, że żartuje :D 

 

Ajjjj... smutno miiii :)

Ostatnie spojrzenie... ....

 

I powrót deptakiem, wzdłuż którego zorganizowano przegenialną galerię! Nocą wyglądało BOSKO. Potrafiłam przechadzać się tamtędy godzinami. Każdego dnia :)

 

 

Za dużo tego wszystkiego, żeby opisać :) Naprawdę za dużo. I oczywiście pominęłam wszystkie NIEciekawe momenty / dni… Przygnębienie, smutek itd. Niestety tego też było sporo… Ale nie żałuję :) Jestem na międzynarodowych. Jestem tam na swoim. Za własne, samodzielnie zarobione pieniądze kupiłam żywnośc (której jeszcze nie zjadłam!), opłaciłam akademik (pierwszy miesiąc) i wytrwałam do dnia dzisiejszego ;)

 

A pracując na to wszystko miałam okazję zobaczyć morze, o! :D

Nie żałuję :))))

 

Co do akademika(ku?) ..... ŁOOOOOOOOJ JOJ JOOOOOO JOOOOOJJJJJJJJJJJJJJJ!!!! :DDDDD
[lepszej reackji nie znajdę :>]
Ale o tym następnym razem... :>

Pa robaczki :)

lets : :
lip 29 2006 powrót
Komentarze: 15

W wielkim skrócie: wyjechałam w ciemno na drugi koniec Polski, nie znalazłam mieszkania, rozbiłam się na polu namiotowym, znalazłam prace, zarobiłam na mieszkanie, wywalili mnie z pracy :D, znalazłam mieszkanie, dostałam wyniki matur :), znalazłam drugą pracę, nie chcieli mnie puścić do domu ;)

Wczoraj – 5 rano – POWRÓT :)

Przyspieszony powrót, bo [teraz uwaga!] DOSTAŁAM SIĘ NA STUDIA MIĘDZYNARODOWE!!! :DDDD

łuuuuu-ha! :D

Tyle że jest jeden, wieeeeelki [a nawet WIELGACHNY!] minus – dopiero wróciłam do domu, a już za 2 dni musze wyjechać :( [kurs przygotowawczy, żeby potem czaić o co chozi na wykładach po angielsku] (w ogóle… matma po angielsku bueheh – tom się wpakowała!;) ) Kurs trwa 2 miechy, a potem tylko weekend w domu i znów prosto na studia [za granicą! :/] A ja chce posiedzieć w domu!

Mam dość wyjazdów, poszukiwań, poznawania nowych ludzi i prób zaaklimatyzowania się [z czym u mnie naprawdę ciężko i mozolnie]

Boję się. KURNA JAK JA SIĘ BOJĘ!!

No ale nic to – od wczoraj jestem w domu i staram się to wykorzystać jak najlepiej ;) Tak więc: powrót, dwie godziny snu i jazda na SZCZEPIENIE [tak wiem, przesympatyczny początek :D]. Wielki lód z rodzinką, wspólne oglądanie nagranej „Magdy M” :D, wieczorne spotkanie z As, pogaduchy przy piwku i takie tam ;) krótko mówiąc – kupa śmiechu ;) Sen, wyjazd do fotografa [zdj. do indeksów itp.], odbiór mamy z pracy, wylegiwanie się na działce ;) z działki prosto na spotkanie z As, a z nią na ognicho, na którym z resztą okazało się, że jesteśmy jedynymi przedstawicielkami płci pięknej [chociaż jeśli o mnie chodzi lepiej żebym się nawet nie ocierała o temat piękna ;)]

No i tak to…

Taniec + pokłony nad ognichem :>

[wcześniej wrzuciliśmy pająka w ofierze :D]

Klimacik był ;)
Ognicho, muzyczka... mrrr

ekhm.. tak, tutaj przyznam szczerze, że trochę nakierowałam Kamila z tą kiełbasą :DDD

Zapamiętane teksty:
1) Bóg się rodzi, moc truchleje, podaj dalej bo ciemnieje

 

2) Ja mam 20 lat, ty masz 20 lat, przed nami dożywocie

 

3) [na wstępie przypominam, że byłyśmy jedynymi kobiecinami ;)]
Chłop1: smażymy se jeszcze kiełbase? 
Chłop2:  posłuże się tekstem z Killera: "Cycki se usmaż!"
As: Edka, UCIEKAMY!

 

4) Mieliśmy zanurzyć się w dmuchanym baseniku pozostawionym na sąsiedniej działce. W pewnym momencie zażartowałam sobie, że "skąd wiemy co tam wcześniej się działo, może jakaś babcia robiła sobie wodne terapie na łuszczycę i inne schorzenia skór? :> :D" Hasło rozeszło się po wszsytkich, wzięli to za bardzo do siebie i do basenika już nikt się nawet nie zbliżył :D

 

1:28 - runęłam na wyro.

Więcej nie pamiętam ;)

A dziś wyciągam rodziców na pizze za pierwsze, własnoręcznie zarobione w Polsce pieniądze :)))

[nie chce kurna już wyjeżdżać!]

 

 

 

„Próbuję otworzyć oczy, huk [eee… czegoś tam huk (zapomniało mnie się :)]

Wiruje mi w głowie powietrze… jakieś takie cięższe

Chłepce i chłepce… powoli na zewnątrz i do środka

Chyba już pójdę, tyłek przymarzł mi do schodka.

Pierwsza myśl – o Matko Boska

Druga myśl – O JA IDIOTKA.”

 

I takim oto sposobem doszłam do sedna sprawy :D

lets : :
cze 27 2006 wycinki
Komentarze: 8

Po wyjściu z sanepidu]

1) Sabka, będziesz musiała przechować moje kupy :D

 

[z domu]

2) oj, jednak nie dam Ci swojej kupy. Chyba będę musiała sama z nią pojechać. Zrobiłam w internacie ale była... zbyt rozwolniona, żeby nabrać ja na łopatkę! :D

 

[z domu, wieczorem]

3) IDE KUPE!!!!! :DDD [zaraz Ci cos napisze ;)]

 

[po wskazówkach Krycha]

4) Wiem o tych kupach, kurde nie mogłam szybciej! Chciałam juz w internacie ale okazało sie ze ROZWOLNIONĄ MAM! No i nawet tego sie złapać nie dało! No to pojechałam do domu ale dalej miałam rozwolnioną! Dopiero dzisiaj w miarę normalne. Mam juz dwie :D Jeszcze jedna, jutro jadę z tymi kupami :) Ps. Doszło do końca?

 

Od Krycha

5) Właśnie stoję już w kolejce z kupami w torbie :)  […] pozdrawiam z kolejki”

 

Od Sabki

6) Zrobiłaś już kupe? Bo ja mam robić za Kryśkę, ale coś mi nie idzie ;) Napisz kiedy jutro przyjeżdżasz. Wzięłabyś też moje (Kryśki) gówno do sanepidu?

 

Do Sabki

7) wzięłabym tylko musisz mi powiedzieć gdzie mam tej kupy szukać :DDD tez nie mogę zrobić! ale jeszcze tylko raz i będzie spokój ;) chciało mi sie ale czułam ze będzie strasznie mała, no to trzymam i czekam na większą :DDDD

 

Sabka again

8) Pisiorze ja nie miałam nic odbierać od K. Kiedy przyjeżdżasz do Kłodzka?  Sanepid otwarty jest do 12. Moje gówno też weź. Jest na półce, nie zapomnij o nim :)

 

[po zrobieniu trzech kup, do Sabki]

9) Zostaw jutro klucz w kaloryferze - przyjeżdżam z kupą! :D Chyba będziesz musiała jeden kubek przetrzymać w internatowej lodowce :DDD

[nie można oddać więcej niż dwóch kloców na raz!]

 

[od K, czytałam jadąc busem z M. :>]

10) Edyta! Masz w rękach moje/Sabiny gówno! Nie zawiedź mnie! Pamiętaj że to jest do 12stej. Jutro pojedź drugi raz by na piątek były wyniki! Jak coś to wyjazd w pon. :)

 

Ps. Zgodnie ze wskazówkami pojechałam, ale wyników na piątek nie było [w ogóle jedno wielskie zamieszanie z tym wszystkim!]

(aha – książeczki zdrowia wyrabiałyśmy jak coś ;D)

 

 

11) Zalew w takim samym składzie jak poprzednio wypad do Wrocka :) Po niedługim czasie przyjechali R, L i K.

T. co chwilę robił zdjęcia. Pływamy z Martą na materacach, odwracam się [kto by się nie odwrócił słysząc te wybuchy śmiechu! (poza Martą oczywiście ;D)], a te głupki odchylają sobie kąpielówki, przybliżają aparat i robią zdjęcia! No ale nic, pływamy dalej ;) W pewnym momencie T. zaczął robić zdjęcia też nam na materacach, w końcu M. podpłynęła do pomostu…

M: podaj, zobaczę sobie

T: masz.

[przegląda, przegląda, aż tu nagle…]

M: CO TO JEST???!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

R: ahahahaha - PODGRZYBEK!!

 

 

Od Nat :) [zakończyła pierwszy rok studiów :D]

(jestem niekumata :D)

12) Hej Ed. Co dziś porabiasz cały dzion? Może wieczorem byśmy tak podumały i uprzedziły się? :>

 

13) Jooo Natajooo :D Właśnie wróciłam z działki :) Będziesz wolna to daj znać. A najlepiej wpadnij po mnie :D poszwendamy sie :D

 

14) Czyli nie chcesz oglądać filmu?

 

15) Ooooo możemy ogladac film :DDDD A masz cos ciekawego? :)

 

16) No kruca przecie Ci pisałam, czy podumamy i uprzedzimy się :D, czyt. „duma i uprzedzenie”, zresztą mam ze 40 innych jeszcze :D

 

17) AAAAAAA!!!!!!!!!! :DDD SUPER!!!!!!! Nie zaczaiłam! :DD Myślałam ze chcesz dumać a wcześniej sie o tym uprzedzić [czyli umówić sie! :DDDD]

 

[znów ja]

- Super! Super! SUPER! Caly czas polowalam na ten film :D U mnie, czy u Ciebie? :>

 

19) Ja bym proponowała u Ciebie, bo muszę jedną aukcję na allegro, bo poluję na telefon, a chwilowo w domu neta nie mam :)

 

20) ok to tak za pare minut mozesz wpadac :D

 

- a w sumie to juz wpadaj :DDD

 

- Aaaale sie grzebiesz! :>:>:>

 

Parę sekund później – pukanie do drzwi. Otwieram:

Nat: W CALE SIĘ NIE GRZEBIĘ! :DDD

 

[oczywiście zapomniałam, że moja stacja dysków przestała odczytywać jakiekolwiek płyty i tak czy siak musiałyśmy się przenieść do Nat ;)]

 

21) Film…

Nat: Coooooooo?! Ja już nic nie wiem!

[tutaj zaczęłam wyjaśniać sytuację]

Nat: ahahaha [tak, wybuch śmiechu :>] Tego mi było trzeba! [myślałam, że to dlatego, że nawijam o tym co było i przez to nie wiadomo o co chodzi teraz ;)]

ja: co?

Nat: Oglądamy kiedyś z As film i też „- cooooooo? - O co tutaj chodzi?! – no?! … (czy jakoś tak) Szkoda że nie ma Eda, pewnie zaraz zacząłby tłumaczyć! [tutaj ich stuknięte śmiechy :D]

[Nat cały czas mówiąc to wszystko śmiała się jak nie normalna ;)]

 

 

22) Kolejny wypad nad zalew.

Opis M: „z Kochaniem i Edziorkiem byliśmy se nad jeziorkiem :P”

 

[w międzyczasie jeździłam po Wrocku i innych dużych miastach załatwiając papierkową robotę na studia, do pracy itp. itd. – a przy tym upale myślałam, że popełnię samobójstwo skacząc do Nysy, zanim promienie rozmiękczą mnie na tyle, że nie będę mogła się ruszać i zostanie mi tylko czekanie na całkowite roztopienie się]

 

Nat [miałam sprawdzić jak tam te telefony na allegro]

23) „AAAAAAAA! Ed! hilfe, hilfe! Odp, bo skazujesz mnie na dwukolorowy wyświetlacz :P”

ja: za 30 minut napisze :)

Nat: Ok., zawijaszczo :*!

ja: Komorkacz wtorkowy [jutrzejszy!] - dalej 455 zl :) a środowy... O ZESZ KURNA!!!!!!!!!!! NO W-SZYJĘ-ŻYRAFY!!!!! .... [zesztresowalas się już choć trochę? :>] tez bez zmian :DDD

Nat: Ale pipa z Ciebie!!!!!!!!!!!!!!

ja: czyli mały stresik byl?? :DDD ps. ha! zalatwilam wszytko co trza i [uwaga uwaga] JUTRO JADYMY DO SOPOTU! :DDD ale bedzie nerwowka za dnia :D trza sie przygotowac, wszytko jednego dnia, zrobic zakupy i w ogole a do tego sie jakos przed wyjazdem wyspac! :D [chociaz nie wiem po co - i tak jedziemy nocą a ja w pociagach spac UWIELBIAM :DDD]

 

Nat

24) Ed, Ed! Chyba wkraczam do akcji! Nie wyłączaj kompa i czekaj na dalsze instrukcje… idę się skonsultować z mamą. Taaa, kurde ale Ci dobrze!

 

Ed, będziesz licytować, wait!! :D

 

[tato przyszedł, miałam mu przed wyjazdem różne zaświadczenia zeskanować, życiorys przepisać itp. itd. (pełno tego było!), mój komórczak załadowany, SMSy się już nie mieszczą, po pewnym czasie Nat zaczęła wydzwaniać i wydzwaniać, a tutaj jeszcze tato nade mną stoi i mówi jak to ważna jest kolejność w tych papierach! W końcu napisałam mesa]

 

ja: zaraz, czekaj - tacie papiery załatwiam :)         

 

Komórka przestała dzwonić. Tato w końcu poszedł, usuwam mesy żeby sprawdzić co przyszło a tu

Nat: Ed będziesz mogła wyjść na korytarz (no albo do okna) ja Ci wszystko powiem co i jak masz działać.

No to odpisuję…

ja: Ej Nat to moze przyjdz do mnie jutro przed 7 [czy o ktorej to tam jest] co? :> Pewnie rano i tak wszycy beda podbijac, to przynajmniej sobie usiadziesz i bedziesz mogla sama zdecydowac na zywo czy dalej chcesz walczyc :D

 

Nat: Myślisz? To na darmo siedzę teraz przed Twoim oknem? [TU MYSLAŁAM, ŻE PADNĘ! :DDD Tyyyyyyyle czasu minęło!:D] A w pidżamie jestes? Bo jak nie to cho na ławe, bo cieplusio je.:P

[można sobie wyobrazić mój wybuch śmiechu i sprinterski bieg do okna :D a potem wybieg przed dom po 23:00 ;)]

 

W pewnym momencie coś dziwnego zagulgotało, spadło z drzewa i klapnęło na chodniku obok nas! [żadna nie widziała, ale obydwie słyszałyśmy!] Zerwałyśmy się jak nienormalne i wbiegłyśmy szybko do klatki schodowej panikując i śmiejąc się na przemian jak nienormalne! :D

A tu nagle wypadła mama - obudziłyśmy ją kurna, ooooooj oberwało mnie się :D [godzina 00:30!]

 

Nat: Cholibka, jak ja tam jutro wczłapie do pokoju… aaaaa…

 

25) Tego samego dnia tato chciał podskoczyć do kogoś z działki, jedzie sobie, a tutaj dwie panikujące kobietki przy drodze i nieprzytomny 47-letni mężczyzna. Tato po kursach w górnictwie zabrał się szybko za sztuczne oddychanie. Pojawiła się jeszcze jakaś pielęgniarka, ona zajęła się mostkiem, a tato został przy samych ustach. [tato go za nos, żeby powietrze nie uciekło, a tam pełno smarków wyleciało! Zęby sztuczne, wszystko błe. Tacie wymioty podchodziły, ale dmucha dalej (do końca dnia został mu odruch plucia (ciągle powtarzał, że ma chociaż nadzieję, że go z tego wyciągną)) W końcu pogotowie przyjechało, a tam wychodzi dziadek sam sobie nie radzący z facetem! Przyłożyli mu do ust to coś do przyciskania, co niby powinno dodać mu trochę tlenu, ale ani klatka piersiowa się nie podnosiła ani nic! Przy tacie i tej babce koleś zaczął jakoś reagować i w ogóle, a zanim Ci go załadowali do samochodu podobno już zsiniał! Wszyscy się wściekali i krzyczeli np. „Pan jak dmuchał tutaj widać, że idzie, a Ci?!” [to z opowiadań sąsiada, okazało się, że jego córka przy tym była – ona nie poznała taty (czyli tego dmuchającego pana) a tato jej)]. I „Ci sobie nie dają rady!”. Dzisiaj okazało się, że nie przeżył. Co za pierdzielone „pogotowie ratunkowe”. Nawet ust im się nie chciało dotknąć. Woleli jakaś denną pompeczkę wyciągnąć i udawać, że coś robią :/

 

26) Dziś, do Madziaka :)

„ok, jak bede miala jak zlapac kciuka to bede trzymac :D a od ktorej?:> Ty za mnie tez trzymaj bo jutro od 6 rano bede ganiac w upale po Sopocie z plecakiem, spiworem, namiotem[na wszelki wypadek] i wszystkimi potrzebnymi rzeczami [nie wiemy czy jedizemy na tydzien, miesiac czy trzy miesiace] i szukac taniego schronienia u jakiejs staruszki ;) a potem pracy kurcze, ale z tym powinien byc mniejszy problem [z naszymi papierami na lewo i nie na lewo ;D] POWINIEN :)”

 

Tak właśnie. Za godzinę wsiadam do pociągu :) Spakowałam się biorąc pod uwagę to, że mogę jechać tam na trzy miechy i… zmieściłam się kurna w jednym plecaku! HA! :D [w którym jest też namiot, dwójka! :D] No i śpiwór w rękę ;) [jakby jednak żadna babcia nie chciała nas przygarnać ;)]

 

To tak na szybkiego i w wieeeelkim skrócie, bo kurna już praktycznie muszę wychodzić [o, mama krzyczy, że mi pociąg ucieknie :D]

 

Ps. MAMA WRÓCIŁA Z FRANCJIIIIIII :DDDDDDDD

Od razu w domu weselej! ;D

 

Do zobaczyska! ;)

[sram w gacie ze strachu!]

lets : :
cze 16 2006 nie rdzewieje :)
Komentarze: 16

Przywiozłam rzeczy z internatu. Trza było wszystko rozpakować, posegregować, powyrzucać, zostawić, załadować do piwnicy, zrobić miejsce w szafie… upchnąć gdzieś jakoś inne rzeczy w moim 1,5 x 4 m.

 

Z ostatniej strony języka polskiego:

- będziemy to przerabiać?

- nie! TO NIE JEST PORZECZKA!!!!!!

 

- bohater jest rozdarty wewnętrznie. Rozwińcie to.

- jest między sierpem, gwiazdką, a młotem.

 

Dyktando. Wyniki. Moja kartka. Na ostatniej stronie punktacja. Powyżej wielki, czerwony, sporządzony przez nauczycielkę napis:

(BARDZO LIBERALNA) PUNKTACJA:

[tak, baaaardzo liberalna! Od pewnego momentu ocena obniżała się co dwa błędy, nie co jeden ;)]

(a podkreślenie było PODWÓJNE :>)

 

[tablica]

ktoś: Tam jest napisane Denisowicza?

ktoś2: ja myślę że to Pe

Marek: Peee-ni-ssss… ooooo.. :>

 

- ja chyba muszę iść do waszego wychowawcy

- ale nie radzę pani skarżyć…

- czy ja wyglądam na konfidenta?

 

[Pankracy]

- CHUDY, PRZEKRZYWIONY… Nie kojarzy wam się z jakimś ptakiem?

- nie. z ropuchą.

 

[pierwsze lekcje, na samym początku babeczka kazała zrobić kartki ze swoimi imionami ( LO, ha! a jak w podstawówce się czułam :D) (no i oczywiście zapomniałam;)]

babeczka: proszę, Paweł.

Ed(ja): skąd ona go zna?!

Krych: z KARTECZKI!!!!

 

- Ale pani ma oko!

- Nawet dwa!

 

 

Internatowe rozmowy [z różnych zeszytów (co było pod ręką ;)]

 

[po wyjściu dziewczyn panikujących jak to u nas zimno]

- no mądre

- one mają mały pokoik, jedna chuchnie, druga pierdnie i już mają ciepło!

 

 

BOBEK IN-DY-WI-DU-A-LI-STA

Niedomaga, CHRUMMM!!!

Z punktem GE.

[będę pamiętać, oj BĘDĘ! :D (za dużo wyjaśniania ;) a TYLE(!) połączonych wspomnień ;)]

 

A: Gdzie są moje kapcie?!

Nie ma moich kapci!!!

Ej, są różowo zielone, a ja ich nie widzę!!!!!!

 

[na wstępie: K twierdzi, że najgorsza i najbardziej beznadziejna śmierć, to śmierć spowodowana uderzeniem w kaloryfer (boi się kaloryferow;)]

Ed(ja): M(jej chłop) + O. Co byś zrobiła K?
K: Redi, stedi, GO! i na kaloryfer!

A: Myślałam, że na dach!

K: nie, bo bym brzydko w trumnie wyglądała

 

K: W tym roku ani razu nie jadłam masła!

A: Ej to jest beznadziejne! Wiesz, że kanapka musi mieć poślizg?!

 

[przerwa]

Kredka: co się pchasz, RUDA!!

Ed: OKULARNIK!!!!

(uwielbiałam ją! :DDD)

 

[koleś, który wierzył, że w jego głowie ktoś siedzi (po pewnym czasie zaczęłyśmy się go bać – nie wiem co miał w głowie, ale na pewno nie to, co przeciętny człowiek! ;)]

- Dlaczego ja to powiedziałem?

K, właśnie poznałaś Samuela

- yyy… cześć Samuel ?

 

[okazało się, że każdej dziewczynie daje w prezencie własnoręcznie robiony szalik (Krycha wkurzała jego ciągła zmienność kobitek ;)]

- on całkiem ładnie robi te szaliki

- no kur! Jakbyś 10-ty raz robiła…!!

 

- Nie zapomnij odłączyć od prądu magnetofonu i grzałki! W końcu to Twoje jedyne urządzenia na prąd

- dobrze, że wibratory są na baterie!

 

 

Z zakamarków biologii ;)

 

Ed: Srom :/ nie lubię tego wyrazu.

A: Mogę na ciebie mówić Rudy Sromek? :D

[przez jakiś czas tak zostało – TO BYŁO STRASZNE! Myślałam, że jej zrobię krzywdę :>]

 

PS. U niej wszystko zależało od nastroju. Jak było ok., to byłam wg niej ładna i takie tam. Za to kiedy było coś nie tak… zostałam nazwana Rudym Homoseksualistą z Milczenia Owiec!! :>

 

K: „Miesiączka, która trwa 4 do 5 dni”?! HEREZJE!!!!

 

- Przepraszam, mi wychodzi więziodełko

 

 

Z zakamarków PO:

 

[K. uczy się pagonów. W pewnym momencie otwiera usta, nabiera powietrza, marszczy brwi i… zamyka usta. Tak kilka razy ;)]

Ed: Krych, chcesz coś powiedzieć?

K: no właśnie chciałam… - znacie takie powiedzenie „podchorąży zawsze zdąży?”

Ja: nie, a co ono mówi?

Krych: no to, że nie ma tu podchorążego! :/

 

[POwiec (lubiący wyżywać się na uczniach :D) sprawdza obecność]

P: co Aneta?

A: chciałam zgłosić np.

P: poczekaj, najpierw obowiązki, potem przyjemności :>

 

P mówi o konkursie. Mówi, mówi, nagle pyta o np. [tutaj zrezygnowanie na naszych twarzach i podnoszenie rąk :D]

- myśleliście, że od tego uciekniecie? Że to was ominie?! Poczekam aż zgłosicie wszystkie. Zobaczymy co powiecie na to. Jak będziecie mieli tego wszystkiego nauczyć, HA!

 

[J. zaskoczony dopem z odpowiedzi]

- Nie wychodzisz ponad program! W PROGRAM TEŻ NIE WCHODZISZ!!!

 

[bandażowanie]

- ale pan nierówno robi

- no właśnie tak czuje coś tu więcej… :/

[w jego wykonaniu to było SŁODKIE! :D (w ogóle uwielbiałam tego kolesia! Nie wiem jak to robił – niby wyżywał się na nas, stawiał jedynki z uśmiechem, ale to był taki kochany, misiowaty uśmiech :D (miał u nas przezwisko Koala ;)]

 

[nadal bandażowanie (czepiec :D) – P pokazuje nam co i jak na swojej pierwszej ofierze]

- Z profilu!!!
I otwórz to oko!!!!!!

- NIE MOGĘ!!!!!! [a widok NIEZIEMSKI! :D]

 

[odpowiedź, zaczyna P]

- ile?

- doba

(…)

- nie! 24 godziny

- przecież powiedziałam!

- to się nie liczy!!

- doba powiedziałam!!!

- TO SIĘ NIE LICZY!!!!!

[naprawdę nie wiem dlaczego wydaje mi się słodki i rozbrajający! :D (a mam oko do ludzi, i to niezłe :>)]

 

[hist]

M: pan handyman

M: Pan podręczny z podręcznika zrób to sam

 

[Hob-bit przy odp]

- to nazwałbyś ich jak? [okupanci/najeźdźcy]

- jak? To lepiej żebym ich nie nazywał proszę pana…

 

[wywody prof.]

- chłopiec podmienił rok na legitymacji, wsadzili go do więzienia na 2 mieś, a Rywin sobie chodzi! Stąd prosty wniosek – jak kraść, to sporo.

 

- Pan Lepper chce wystąpić w naszym kraju w roli Janosika. A mi z tego filmu podobała się jedynie melodia.

 

- po co masz się popisywać znajomością greki której i tak nie znasz

 

- Jacek za inteligentną minę dobrej oceny raczej nie dostanie.

 

- Gdyby Polska była silna, zostałaby rozebrana? …

Jakby dziewczyna była silna… [chwila zastanowienia] … to jest kwestia sporna [zbereźny uśmieszek (i oblizanie wąsów, jak to zawsze ;)]

 

Północ. Na torach z Nat [nie wiem skąd to tu się wzięło!]. Jej genialne „przejęzyczenie” :D

- gwiazda spadła!

- tak gwiazda! Rzucę ogryzek, a ty pomyślisz, że to jabłko!

 

Próbna matura

G: Kurde ale dużo ludzi! Patrzcie jaka by była fajna imprezka!

 

Ed: Alka kupić ci jutro gumki różowe?

A: no

K: Ed przestan!!! A. NIE MA RÓŻOWYCH!!!!

 

K: Ooooo.. kochany! :) „dobranoc mój kochany dredziku”

[po chwili] Nie zdziwię się jak to miało być do Krzycha!

 

Krych wraca z kibla. Myje ręce

- i kurde dalej nie wiem, którą ręką podcieram tyłek!

- weź papier, siadaj. najpierw spróbuj prawą, a potem lewą i zobacz którą ci wygodniej

- kurde! No właśnie nie wiem

- a pokaż mi

- no

- no ja prawą,… PEWNIE ŻE PRAWĄ! NA 100!

- nie no ja nie wiem Ed…

- to powąchaj i zobacz która bardziej śmierdzi! :DD

- … lewa!

- CO?!

- No! nie zauważyłaś, że już trzeci raz ręce myję?

- O MAAAAAAAAATKO!!!!!!! :DDDDDDD a to miał być żart!!!

 

 

Drugi tydzień wakacji.

Tęsknię jak cholera :))))

 

I odświeżam znajomość z Martoskiem :)

Razem z nią praktycznie wszędzie jest jej chłop, ale… polubiłam go bardzo :) z resztą… zawsze go lubiłam :)

 

Ostatnio nawet pisałam o tym K. (po wspólnym trzyletnim mieszkaniu mówimy sobie wszystko i tak od deski do deski… zeszło nawet na nich :) parkę M i T :)]

A SMS zaczynał się od „Boze, ale fajnie!” :D

I naprawdę fajnie :) Zazwyczaj dziwnie czuję się w towarzystwie parki. Jakiejkolwiek. W sumie… co innego kiedy jest parka i kilka osób (wtedy jest wszystko ok.), a co innego, gdy jestem ja i parka! To już jest bardziej niezręczne :) Np. uwielbiam K, lubię jej chłopa, ale nie potrafię przebywać z nimi na raz! I to jest straszne! Ale przy nich (M i T) jest jakoś inaczej :) Dobrze się czuję w ich towarzystwie. Chociaż są parą ;) I kurna cieszę się przeogromnie! :D [tak to już chyba w ogóle niemiałabym jak z nią pogadać ;D]

 

Wspólny wypad do Wrocka (100 km)

Od lewej: M, T, S :)

 

Jazda ledwo działającym samochodem S.

S. kierowcą. Obok T. Za nim ja. Obok M (za S)

Siedzenie przede mną nie działało – było wysunięte na maksa do tyłu i nie dało się tego zmienić. Musiałam siedzieć z nogami na M ;) M też nie mogła się pomieścić, przełożyła nogi przez środek samochodu na T. Mój pas nie działał. Bagażnik nie chciał się otworzyć :D

 

- jade jutro do Wroc. Z M. T i S

Tato: no dobra tylko wiesz…. Bez wygłupów mi tam!

- no wiadomo!

 

Jak się okazało.. wcale nie tak wiadomo :>

T: ahaha! M. tutaj jechała 20 na godzinę!

lub:

T: M by jechała za nim do samego Wrocka! :D

[i się zaczęło!]

 

S. trzyma nogi na gazie i hamulcu, a kieruje siedzący obok T!

[jedna z ich ulubionych rozrywek :>]

 

Skrzyżowanie. S (kierowca) nagle (niby nabijając się z kobiet) podnosi ręce do góry i krzyczy „AAAA!!!!!! SKRZYŻOWANIE!!!! CO TERAZ?! CO TERAZ?!” [myślałam, że zamorduję! :>]

 

M: dobrze, że jak się wymiotuje wszystko leci do przodu!

T: przy takiej prędkości to chyba i tak bez różnicy :D

 

No i najbardziej zapamiętany przeze mnie moment:

Jedziemy sobie normalnie, prosta droga, rozmowy, wszyscy się śmieją itp. a tutaj nagle:

S: SPIERDALAAAAAAAAAAAJJJJ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

[wjechaliśmy na przeciwny pas, rzuciło mną w prawo! (głowa zatrzymała się na szybie, patrzę, a na środku pies! (ze smyczą na szyi)), jeszcze nie zdążyłam się dobrze wyprostować, bach! wracamy na pas, mną w lewo! S. znów ręce w górze (szybka myśl: dlaczego w najgorszych sytuacjach on puszcza kierownicę?!?!?!)]

Cisza.

[przerywana spanikowanym wyklinaniem S ;)]

 

Na początku trochę błądziliśmy, ale później było ok. :)

Załatwiłyśmy częściowo sprawę rekrutacji. Ale spóźniliśmy się przez to na film. Przesuwając ten, musieliśmy przesunąć też następny i skończyło się na tym, że wracaliśmy o północy ;)

 

W drodze powrotnej T. ściągnął M. skarpetkę, wystawił ją za okno, rozszerzył i udawał, że robi pomiary wiatru :D

Albo wkładał do niej świecącą na zielono komórkę, brał w dwa palce i krzyczał „AAAAA!!!! RADIOAKTYWNA!!!!!!!!” :DDDDD

 

Oczywiście (od samego początku, aż do końca podróży) temat co 5 minut schodził na wszelkiego rodzaju sprośności i zbereźności ;) [jechać kurna z dwoma facetami na przedzie! :D (samochodu oczywiście) (i M!)]

 

I wymiana licealnych wspomnień z M :)

 

Ogólnie – było ciekawie ;)

[i zawsze to jakaś odskocznia od ciągłego siedzenia w domu :)]

 

Następnego dnia (albo następnego po następnym;) wyjazd do Ka [i pamiętne obieranie ziemniaków o 8:30 rano :D]

Mieszka obok działek, a jeszcze nigdy nie wpadła na to, żeby zobaczyć, co jest za nimi! No nie mogę :)

Ale w końcu udało mi się ją wyciągnąć ;) Pierwszego dnia zatrzymałyśmy się zaraz za działkami. Drugiego pewne osobniki ryły koparką dziury w ziemi i wydobywały gaz ziemny, przez co musiałyśmy iść pod górę polem, na którym ktoś sobie coś zasiał! I tak waliło gazem... aż mnie głowa rozbolała po wejściu na górę! Ale dzięki nim Ka zgodziła się na wdrapanie się nieco wyżej :D

 

HA!

 

Kurcze, jak ja lubię chmury! Bez nich niebo jest takie... nudne :)


Ka :)

i my ;)

[superanckie zdjęcie :D]

A już myślałam, ze w jej okolicach nie ma miejsca na opalanie i wylegiwanie się na trawsku :D

a jest :D

muahaha :>

Dzisiaj mam dobry humor :)

[chociaż cały dzień przeleżałam na hamaku W CIENIU (działka), co by nie podrażnić już i tak podrażnionej skóry ;) (po wczorajszym wypadzie nad zalew)]

Co do zalewu… O tym jeszcze coś będzie – ku pamięci ;) Póki co powiem jedno: nie ma nic gorszego od połączenia: rower + ja! ;D

[a od siodełka tyłek boli mnie do tej pory ;) (chociaż podobno miałam miękkie :> (a droga długa ani tym bardziej trudna nie była! ;D))]

 

 

PS. Stara przyjaźń nie rdzewieje ;)

M. Lubię ją strasznie! Zastanawiam się jak to jest? Przecież my naprawdę nie mamy prawie nic wspólnego. Lubimy inną muzykę, inne imprezy, wydaje mi się czasem że inne towarzystwo też, mamy całkiem inne podejście do większości spraw, nawet nigdy nie podobał jej się mój sposób ubierania ;)

11 lat. Z przerwami, bo z przerwami, ale 11. – jakim cudem?! hę? :)

 

Wiadomość.

M: „Wiesz EDZIORKU... przepraszam Cie za to ze tak gadałam, teraz wiem jakie to było niepotrzebne. Zaczynam bardziej rozumiec o co tak naprawde chodzi, jestes jaka jestes i to jest najwspanialsze. Nigdy nie myslalas tylko o sobie (jak to teraz wszyscy robia), wydaje mi sie,ze w tobie jest wiele wiecej uczuc niz w setce innych ludzi :) i to jest naprawde niesamowite :* Badz zawsze taka jaka jestes i nigdy sie nie zmieniaj :****************** (zmadrzałam, bo teraz wiem, ze pomimo tego, iz praktycznie wszystko nas dzieli, zawsze moglam liczyc tylko na ciebie [i wydaje mi sie,ze nadal moge]) DZIEKUJE :*”

 

WYMIĘKŁAM :)))

 

normalnie wymiękłam :)

 

:********

 

Śpijcie dobrze, Robale :)

lets : :
cze 14 2006 telefon
Komentarze: 12

Telefon. W przedpokoju jest stary, kiedyś niedziałający, cudem odratowany (choć i tak nie używany ;). W pokoju bezprzewodowy. Wszystko fajnie działa. Jedyną wadą jest to, że ma spóźniony refleks i dzwoni dopiero po trzech dryndnięciach tego z przedpokoju ;)

 

przedpokój: drrrrrrrrrn!

znów przedpokój: DRRRRRRRN!!

babcia: Adyta odbierz!!! [nie :> to nie jest błąd :> babcia mówi na mnie Adyta :D (nawet nie wiem czy o tym wie ;)]

jeszcze raz przedpokój: DRRRRRRN!!!

pokój! [w końcu, kurde!]: piiiiiiiib bib bib bib bib… piiiiiiiib bib bib bib bib

[podnoszę słuchawkę]

babcia [też podniosła :/] : SŁUCHAM!!!!!!!!

ja: słucham?

babcia: SŁUCHAAAAAAAAM!!!!!!!!!!!!!!

ja: Babcia!!!

Marta: hahahaha

babcia: SŁUCHAAAAAAAMMMMMMM!!!!!!!!

ja: BABCIA!!!!!!! ODŁÓŻ TEN TELEFON!!!!!!!!!!

przedpokój: trrr trrr, BACH!

Marta: ahahahahahaha

babcia wpadająca do pokoju: Kasia?! KASIA?!

ja: Boże, czekaj MARTA :

babcia: aaaa… Maaaaarta….

[poszła]

 

Matko! :D

 

[jedziemy nad zalew :)))))]

 

A obieranie ziemniaków było jednym z warunków na przyzwolenie na chwilowe wyjechanie do kuzynki :D

No i tak wstałam sobie o 7 rano, zabrałam się za sprzątanie, zakupy itp. itd. i  OBIERANIE ZIEMNIAKÓW :DDD [tacie na obiad ;)]

Musze powiedzieć, że całkiem inaczej obiera się ziemniaki o 8:30 :DDD

 

O, ktoś przyszedł :)

LECE!

 

lets : :